Szedłem właśnie do domu. Niezbyt lubię chodzenie po południu, tym bardziej polowanie, nie jest to zbyt ciekawe. Demon nie wyskoczy nagle z ciemności i nie rzuci Ci się na twarz z ostrymi jak brzytwa pazurami... No, ale jak się właśnie teraz okazało miała być dość ciekawa zabawa. Jakaś łowczyni leżąca na ziemi, raczej żywa, więc w zamyśle zostawiłem ją na później i wyłażący spod gruzu demon. Szybko wyciągnąłem Executioner - tak, to mój ulubiony rewolwer - i wycelowałem do demona. Wystarczyły dwa strzały i leżał na ziemi wijąc się. Może i lepiej czuję się w roli łowcy ale jako mag muszę potrafić zrobić sobie odpowiednią broń. Demon ogólnie wyglądał jak zrobiony ze szła lub z porcelany. Ciekawy typ, takiego jeszcze nie widziałam, ale prawdo podobnie był to zwykły Ferel. Dziewczyna widocznie usłyszała huk wystrzału bo momentalnie podniosła wzrok.
- Jeśli dasz radę poczekaj sekundkę, tylko z nim skończę - powiedziałem do niej z krzywym uśmiechem i ruszyłem na niego dość szybkim biegiem.
Po kolejnych dwóch strzałach Ferel leżał już nieżywy, no, raczej pół żywy, lub po prostu nie chciał zniknąć. Wyciągnąłem czarny proszek, którego sam nie pamiętam nazwy, ale na szczęście znam zastosowanie. Posypałem demona, a ten wolno zaczął się rozpuszczać ponieważ proszek działał na niego jak kwas. Po chwili została tylko czarna kałuża. Schowałem broń i podszedłem do dziewczyny.
- Coś się stało? - zapytałem kucając obok
< Sonetto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz